Bardzo lubię dłuższe podróże samochodem. Wtedy mam czas, żeby spokojnie pomyśleć. Zabieram ze sobą ulubioną kawę, wyłączam radio i wsłuchuję się w ryk silnika. Dzięki temu mogę trochę odetchnąć.
Mój dzień zaczyna się bardzo wcześnie. Jeśli odbywam spotkania poza firmą wstaje o 5:40, a gdy u mnie, daję sobie dodatkową godzinę snu. Takie poranne wstawanie zapewnia mi chwilę ciszy i czas na zastanowienie się nad planem dnia, zanim mój telefon na dobre rozdzwoni się o 8 rano. Niektórzy kontrahenci i klienci są już przyzwyczajeni, że trudno się do mnie dodzwonić i od razu wysyłają smsy, na które odpowiadam w ciągu dnia. W domu między pierwszą kawą, a robieniem makijażu, przeglądam maile i staram się odpowiedzieć na najpilniejsze wiadomości. Często moje odpowiedzi są bardzo lakoniczne i wyrzucam potem sobie, że nie zdobyłam się napisanie bardziej rozwiniętej odpowiedzi. Przed wyjściem znajduję też chwilę na przejrzenie nowości na Instagramie i Facebooku.
Codziennie żyję i ubieram się zgodnie z manifestem TOVY. Cenię sobie połączenie elegancji i swobody ze świetną jakością. Dlatego chętnie wybieram dzianiny i koszule TOVY, które zawsze wyglądają świeżo i elegancko i sprawiają, że czuję się stylowo.
W firmie w Końskich mieszczą się zarówno biura jak i magazyn. Do pracy wpadam zazwyczaj spóźniona o 10 minut. Pierwsze spotkanie zaczynam o 9 rano. Spotykam się z dostawcami tkanin, a na rozmowy schodzą nam nawet dwie godziny. Czasem takich spotkań mam nawet trzy w ciągu dnia. Pomiędzy nimi staram się załatwić mnóstwo firmowych spraw, które wymagają mojej decyzji np. wyceniam produkty. Choć nie prowadzę jednoosobowej firmy, to łączę rolę właścicielki, szefowej oraz projektantki i moja decyzja w wielu sprawach jest kluczowa. Mimo, że mam wiele osób do pomocy, to wciąż wydaje mi się, że wszystko mogę zrobić sama. Na początku działania marki sama doczepiałam etykiety do każdego produktu, bo chciałam go dotknąć. Dziś wciąż zdarza mi się wiązać kokardki na świątecznych zamówieniach.
Równocześnie pracuję nad dwoma kolekcjami. Właśnie do firmy spływają ostatnie modele z kolekcji zimowej, a ja kończę pracę nad wiosenną. Projektuję pod wypływem impulsu, dlatego zawsze mam przy sobie dwa notesy – jeden na projekty z bieżącego sezonu i drugi na przyszły. Lubię projektować na aktualny sezon, bo wtedy to potrzeby są inspiracją np. budzę się rano i dochodzę do wniosku, że za oknem pada piękny śnieg, a w kolekcji przydała by się ciepła kurtka. Poza tym wiele pomysłów wpada mi do głowy w między czasie np. w trakcie rozmowy albo oglądania serialu. Niedawno zachłysnęłam się modą w stylu „Downtown Abbey”, aż musiałam przerwać oglądanie, żeby nie stworzyć całej kolekcji w stylu lat 20.
Spójność kolekcji ma dla mnie kluczowe znaczenie i potrafię być w tej kwestii bezwzględna. Zależy mi na dwóch tonacjach i dwóch paletach kolorystycznych. Jeśli zaprojektuje coś fajnego, co nie będzie pasowało do całości to przetrzymam to póki nie będzie miało punktów zaczepienia w reszcie kolekcji.
Dzień kończę dosyć późno. Jeśli jestem w domu o godzinie 19 to uznaję to za sukces. Na koniec dnia – koło 17-18 – ustawiam sobie spotkania z konstruktorami i przymiarki. To najprzyjemniejsza część dnia, bo wtedy mogę zobaczyć odszyte projekty, dać wskazówki do dalszej pracy. Czasem bywa, że po spotkaniu okazuje się, że wszystko trzeba poprawić, ale zupełnie mi to nie przeszkadza.
Jednym z najważniejszych wydarzeń w roku jest sesja zdjęciowa nowej kolekcji, którą traktuję jak formę pokazu. Uwielbiam też wyjeżdżać na targi, gdzie mogę osobiście poznać klientów. Wtedy na trzy dni całkowicie znikam z biura. Bywają też takie dni, gdy wyjeżdżam w delegację na spotkania do innych miast. Wtedy dzień kończę koło 17 i jest to przyjemna odmiana. Szansa, by nadrobić zaległości filmowe w kinie albo wybrać się na pyszną kolację. Dwa razy do roku uciekam też na urlop do ciepłych krajów. Tylko daleko od firmy mogę na chwile przestać o niej myśleć, ale oczywiście najpierw przygotowuję pracowników na moją nieobecność i podaję im dokładny termin mojego wyjazdu.