Katarzyna Janecka: „Nieustający rozwój to gwarancja sukcesu”

Projektantka marki TOVA nie boi się popełniać błędów, a najbardziej cieszy wtedy, gdy nie zawiedzie jej intuicja. Jak prawdziwa perfekcjonistka z pasją podchodzi do każdego etapu pracy – od najprzyjemniejszej części kreatywnej aż po realizację, która wymaga biznesowego błysku, konsekwencji i precyzji. Z Katarzyną Janecką rozmawiamy o tym, jak nie zatracić radości z pracy.

Lubisz swoją pracę?

Mam z mojej niej ogromną frajdę. O tym, że projektowanie wciąż jest moją pasją, świadczy to, że pierwsza myśl o przebudzeniu dotyczy właśnie pracy. A w nocy często przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły. W trakcie urlopu też zdarza mi się wyjąć notes, żeby szybko coś naszkicować. Największym wyzwaniem jest potem materializacja tego pomysłu. W części koncepcyjnej wyżywam się twórczo, chociażby wybierając kolory, ale potem na etapie produkcji potrzebna jest rygorystyczna realizacja kolejnych punktów. Godzenie dwóch odsłon mojej pracy to właśnie łączenie pasji z pracą.

Kusi cię, żeby skupić się wyłącznie na tej części kreatywnej?

Kusi, dlatego otaczam się coraz większą ilością ekspertów z różnych dziedzin, w których nie czuję się tak mocna. Wierzę, że najbardziej produktywni jesteśmy, gdy robimy to, co sprawia nam przyjemność. Dlatego do współpracy zapraszam ludzi podobnych do siebie, też pasjonatów. Ale to, że deleguję część obowiązków, nie oznacza, że nie muszę się znać także na biznesowych kwestiach. Choćby po to, żeby ocenić pracę innych, bo za końcowy efekt to przecież ja jestem odpowiedzialna. Dopóki nie osiągnę zamierzonego celu, jestem niespokojna. A gdy orientuję się, że nie mogę zrobić czegoś dokładnie tak, jak chcę, wolę zrezygnować niż decydować się na półśrodki. Cóż, jestem maksymalistką. Sobie stawiam największe wymagania. I one wciąż rosną. Gdy oglądam ubrania, które zaprojektowałam kilka lat temu, mam sobie sporo do zarzucenia.

Masz poczucie, że rozwijasz się z kolekcji na kolekcję?

Jak się nie rozwijasz, stoisz w miejscu – to moja dewiza. Motywacją jest dla mnie to, że widzę coraz lepsze efekty mojej pracy. Uważam też, że nie ma nic złego w tym, żeby zmienić zdanie. Ja często to robię. Właściwie każda kolekcja mojej marki to rewolucja, chociaż na co dzień jestem raczej zwolenniczką metody małych kroczków. Ale w pracy stawiam wszystko na jedną kartę. Ostatni tydzień pracy nad kolekcją jest zawsze najbardziej kreatywny, bo najlepiej działam pod presją. Nie czuję paraliżującego stresu, tylko twórczą energię.

W pracy polegasz na intuicji?

Tak, ale cieszę się, gdy znajduję potwierdzenie na to, że dobrze mi podpowiedziała, co robić.

Ale nie boisz się przyznać do błędów?

Nie, bo popełniam ich masę. To konsekwencja tego, że się wciąż uczę. Staram się minimalizować koszty błędów, ale nie mam obawy przed ich popełnianiem. To jest wpisane w pracę przedsiębiorcy.

Trzeba nauczyć się sobie odpuszczać?

Tak, uczę się tego. Ale odpowiedzialność wynikająca z bycia szefem czasami mnie przytłacza. 

fot. Filip Okopny

A biznesowa strona mody też cię kręci?

Tak, bo na początku bardziej przygotowana byłam do prowadzenia biznesu niż do projektowania. Wychowałam się w rodzinie przedsiębiorców. Najbliżsi zawsze mnie wspierali w dążeniu do samodzielności. Od kiedy zdecydowałam, że chcę brać odpowiedzialność za swoje decyzje, zachowuję niezależność. Bycie menedżerem przychodziło mi z łatwością. Od produkcji odzieży przeszłam do projektowania mody. Podejmowałam próby pracy z innymi projektantami, ale okazywało się, że mam na tyle sprecyzowaną wizję mojej marki, że nikt nie może mnie wyręczyć w jej realizacji.

Co uważasz za swój największy sukces?

To, że TOVA zyskuje z sezonu na sezon coraz lepsze miejsce na rynku. Gdy zaczynałam, byłam jedną z setek podobnych firm, teraz celuję w czołówkę. Nie będąc ani projektantem, ani producentem, tylko właśnie marką odzieżową.

Czy to, że jesteś kobietą, kiedykolwiek utrudniało ci karierę?

Nie. Gdy byłam młoda, przeszkadzał mi za to brak doświadczenia. Nie zawsze traktowano mnie poważnie, bo w tej branży liczą się starzy wyjadacze. A ja łatwo dawałam po sobie poznać, że nie mam jeszcze w małym palcu wszystkich technicznych zawiłości. Może byłam zbyt szczera. I nieśmiała. Nie potrafiłam udawać bardziej obytej niż byłam. Dziś mam poczucie, że wiem, o czym mówię. Jestem silniejsza. Ale wciąż nie potrafię się rozpychać łokciami. Dlatego rozwijam się w swoim tempie. Nie chcę być nigdzie przez przypadek. Wolę zasłużyć na sukces.

Dodaj komentarz